środa, 16 lutego 2011

w pogoni za św. Walentym

Oto jak celebrowaliśmy nasze ulubione święto! Proponowałem co prawda pójść do mięsnego i nagotować gulaszu z serc, ale pomysł mój przebiły ciasteczka.

Zaczęło się od Kuby-czyli wielkiej miłości Matyldy z przedszkola. Otóż jakąś walentynkę chciała dziewczyna mu wręczyć, a żeby głupio nie wyszło, to i wszystkim się dostało - ciacho. Każdemu według potrzeb - było coś i dla pacyfistów i dla anarchistów, było dla fanów Rolling Stones oraz trzech pasków. Zwolennicy równowagi yin i yang (czy jak tam)też mogli złapać ciacho sercowe.

Ciastka upiekła mama, a przyozdabialiśmy wszyscy; pomagała nam Ala, trochę też zjadła i zaniosła mamie i dziadkom.

Ciastka zostały spakowane i Matylda zaniosła je do przedszkola

a to nasze walentynki(jedna była robiona dla Kuby, ale dostał ciastko, więc walentynka została u Matyldy). Eh, co za dzień!

Brak komentarzy: