środa, 25 lipca 2012

PODWÓRKOWE GOOGLE MAP




Już od zeszłego roku Matylda z radością wychodzi sama na podwórko, ale w tym roku mega hitem są pikniki pod klatką. Jest namiot, jest kocyk, jest prowiant, jest biwak :)

A tak to wygląda z góry z perspektywy naszego balkonu :)

wtorek, 24 lipca 2012

Kawka zwyczajna


W ostatnią sobotę odwiedziliśmy Matyldy koleżankę z przedszkola Emilkę na ogniskowe biesiadowanie. Zanim jednak ognisko się rozpoczęło ogromnym zainteresowaniem dziewczynek cieszyła się kawka. Dla Emilki to była sytuacja codzienna, bo mama weterynarz bardzo chętnie przygarnia zwierzątka potrzebujące miłości i opieki wszelakiej. Dla nas jednak to było mega wydarzenie kiedy mieliśmy okazję nakarmić kawkę. Zawsze myśleliśmy, że to ptak wolny, niemożliwy do oswojenia, a tu jak się okazało jest to ptak wyjątkowo przyjacielski i potrafi rozpoznać nawoływanie właściciela nawet na dużą odległość.
To było niesamowite spotkanie z naturą :)

poniedziałek, 23 lipca 2012

SPŁYW KRUTYNIĄ I PIĘKNE MAZURY


Mazury to ten kawałek Polski którego jeszcze nigdy na dłużej nie odwiedzaliśmy, a marzyło nam się to już od dłuższego czasu. Marzenia jeśli możliwe do zrealizowania warto to czynić, tak też i my zrobiliśmy :)
Jeszcze na żagle się nie odważyliśmy, bo tylko Marcin z naszej brygady dzielnie poradziłby sobie na jeziorach mazurskich, ale rzeczka i to Krutynia która podobno najpiękniejszą rzeką w Polsce jest dlaczego nie ?


Pomysł spływu kajakowego chodził za nami od zeszłego roku, ale w tym roku okazało się że nie tylko za nami i wspólnie ze znajomymi poznawać dzikie polskie zakątki se wybraliśmy


A to cała nasza powiększona Brygada: Magda, Agusia, Marcin,
Marcin, Matylda, Gosia, Justyna, Ola i nasze historyczne kanu ...

Mieliśmy płynąć kajakami, ale jak to finalnie się okazało kiedy dwóch Marcinów nasze środki transportu wybierało, że kajakiem tylko Justyna z Agusią popłynęły, a my na kanu, które zdecydowanie do historii przejdzie :) Naszą wyprawę podzieliliśmy na dwa odcinki. Pierwszy dzień płynęliśmy z jeziorka Krutyńskiego do Ukty, gdzie było nasze pole namiotowe, a drugiego dnia z Ukty do Iznoty, gdzie już dwa odcinki po dziewiczych jeziorach płynęliśmy walcząc ze zmiennymi warunkami pogodowymi.


Podczas spływu można naprawdę blisko przyrodę obserwować :) Przepiękne kaczki i owady niebieskie które ważki przypominały cały czas nam towarzyszyły. Niestety nazwy naukowej nie znaleźliśmy, ale wiedzę jeszcze zgłębimy.


Tata z Matyldą prezentują nasze Kanu, tuż, tuż ... przed wywrotką ...
Doświadczyliśmy na własnej skórze, ze Kanu może i większe od kajaka jest, ale zdecydowanie mniej stabilne. Matylda wiedzę przez doświadczenie utrwaliła, bo wszyscy wywrotkę zaliczyliśmy i już nie jest to tylko wiedza książkowa. Przeżyć było ogrom, bo wszyscy się skąpaliśmy, wszystko się skąpało co na kanu było, a Matylda kanu własnymi rączkami wypchała ...
Całe szczęście, ze nie byliśmy sami i szybko rzeczy na zmianę pożyczyliśmy, sprzęty czym prędzej zaczęliśmy osuszać i z kanu wodę wylewać ...


Niestety po wywrotce nie wszystkie sprzęty elektryczne do aktywności wróciły, ale wiemy ze 100 % pewnością, że babcine sposoby na odciąganie wilgoci działają ( dobrze, że babcia Krysia nad podpowiedziała ) i dzięki temu kamerę uratowaliśmy dzięki nocy spędzonej w ryżowym opakowaniu.
Kolejnego dnia już nie kanu, tylko trzyosobowy kajak wybraliśmy, ale z tego dnia już pamiątek zdjęciowych nie mamy, bo już żadnego sprzętu ze sobą nie zabraliśmy nauczeni doświadczeniem :)


Po wodnych atrakcjach, przyszedł czas na zwierzęta i ostatniego dnia przed wyjazdem stadninę koni w Gałkowie odwiedziliśmy, gdzie zawody się odbywały. Piękny widok, konie skaczące przez przeszkody :)


Ale były też konie które z nami chętnie też do zdjęć pozowały


I kolejny punkt wycieczki, Park Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. Byliśmy tam już trzy lata temu z Matyldą, ale tym razem z Matyldy ukochaną przyjaciółką z przedszkola Gosią to miejsce odwiedziliśmy. Posiłek przed trasą i ruszamy aby poznać nowe gatunki zwierząt ...


Bociany nas urzekły pozując do zdjęć :) Dowiedzieliśmy się też, że młode bociany mają czarne dzioby, a kolor czerwony na nich pojawia się z wiekiem i łatwo to zaobserwować kiedy dzioby robią się coraz bardziej i bardziej czerwone ...


Zdecydowanie największym hitem dla Matyldy był fakt, że mogła swojego ukochanego wilka na żywo zobaczyć. Kiedy byliśmy tutaj trzy lata temu był malutki, teraz to już prawdziwy duży wilk wypoczywał na swoim wybiegu


Atrakcja dla wszystkich małych i dużych było karmienie zwierząt na specjalnym wybiegu :)


A na koniec zdjęcie pamiątkowe, żegnamy się z Kadzidłowem z nadzieją, że jeszcze kiedyś tu wrócimy !!!


Ostatnia wizyta na plaży w Wojnowie i kąpiel ...


i jedziemy do domu z tęczą w tle



w stronę zachodu słońca. To był fantastyczny wyjazd, pełen nowych doświadczeń, a Matylda tuż po powrocie do domu powiedziała, ze bardzo chciałaby jeszcze raz na kajaki popłynąć, a na kanu też ... ale jak będzie dużo starsza, bo kanu jest bardzo mało stabilne :)

środa, 11 lipca 2012

Spotkanie z legendą...

Przypadki chodzą po ludziach, a nieszczęścia parami(ale o tym innym razem).Ciekawe jak chodzą szczęścia; tez samotnie spacerować nie przepadają. Po openerowej uczcie, na której zaliczyliśmy koncert Brygady Kryzys, czyli obowiązkową lekcję historii polskiej muzyki niezaleznej, Magda z Matyldą wybrały się w miasto, gdzie całkiem niespodziewanie natrafiły na spotkanie z Robertem Brylewskim. W jednej z gdańskich księgarni podpisywał swoją ksiązkę(a dokładniej przeprowadzony z nim wywiad-rzekę). Doświadczenie mocno multipokoleniowe, bo kawałki Brygady Kryzys(ale i Izrael) są Matyldzie znane dzięki najnowszej , coverowej płycie Arki Noego "Pan Krakers". To dzięki niej dziewczyna nuci takie "szlagiery" jak Centrala(BK), Ty i Tylko Ty(BK), czy Psalm 125(Izrael).

oczywiście obowiązkowa pamiątkowa fota z Brylem, aby za parę lat pokazać kolezankom, kto tu dorastał w poszanowaniu do świętej historii polskiego punkrocka! W prezencie od dziadka Bryla Matylda dostała wpinkę "Artyści Wariaci Anarchiści". Niepotrzebne skreślić.


czwartek, 5 lipca 2012

open'er 2012


Naszą coroczną tradycją otwierającą wakacje staje się open'er fastival! 4 dni to prawdziwy maraton, który jest świętem muzyki. W tym roku stał się tez świętem sztuki, a to dzięki takim punktom programu, jak muzeum sztuki nowoczesnej, czy obecne na festiwalu teatry. Ale po kolei, Po pierwsze i przede wszystkim-muzyka! Mogliśmy jej smakować wyjątkowo duzo, i to w wydaniu wysublimowanym i nietuzinkowym.

Dzień 1

Pierwszego dnia w zachwyt wprawił nas koncert Yeasayer, oraz The Ting Tings. Energia, radość! Bjork kunsztowna i muzyczna, lecz z pewnym niedosytem kontaktu z publicznością...proponujemy zaprosić ją do Centrum św.Jana, może NCK weźmie sobie taki postulat do serca i juz za rok świętojańskie świętowanie odbędzie się z tą islandzką wokalistką(a ja się nazywam Ferdynand, Franc Ferdynand)

Dzień 2

Penderecki wraz z Greenwoodem zatopili się we mgle i wielu twierdzi, ze koncert był udany i wspaniały; my się poddaliśmy i udaliśmy się na Jamiego Woona. Zapowiadano, ze będzie to energia pokroju zeszłorocznego występu Jamesa Blake'a, jednak poprzez aranzacje gitarowe występ odbiegał dość znacznie od Jamiego Woona, którego poznaliśmy przed openerem. Miłym zaskoczeniem był dla nas Bon Iver. Koncert nastrojowy i piękny. Na pozegnanie drugiego dnia wybraliśmy Kari Amirian, której zawodzenie przywoływało skojarzenia z Lisą Gerrard.

Dzień 3

Do potupania przygrywał Franz Ferdinand, a do kontemplacji Nosowska. M83 wystrzeliło nas rakietą na paliwo ciekłe wprost na orbitę, z której ściągali nas klezmerzy z Klezmafour oraz Julia Marcell, wesoła dziewczyna z sąsiedztwa. Wolelibyśmy pozostać 30cm ponad chodnikami(choć Fisza i Emade zobaczyć nam się nie udało niestety...), ale do parteru sprowadził nas zupełnie występ The Cardigans...co oni tam w ogóle robili???

Dzień 4

Rozpoczęty przez Marcina spektaklem "Anioły w Ameryce". 5,5godz. sztuki w najlepszym wykonaniu aktorów z Teatru Nowego. A to wciąz open'er! Choć deszcz straszył nas przez poprzednie dni, to dopiero właśnie czwartego postanowił objawić się na Babich Dołach prawdziwym oberwaniem chmury...O godz.20.00 w naszych butach moznaby zakładać akwaria, a komórki odmówiły posłuszeństwa z powodu zalania. A przed nami jeszcze 5godz. festiwalu! Schniemy i czekamy na Bat For Lashes. To największe nasze objawienie tegorocznego festiwalu...Tego dnia urzekła nas równiez Jamelie Monae. Esencja amerykańskiej muzykalności i sceniczny zywioł! Z festiwalem rozstawaliśmy się przy dźwiękach Brygady Kryzys, która zreaktywowana, grała przede wszystkim materiał z czarnej płyty. Robert Brylewski moze nie był w zyciowej formie, ale to nic, bo spotkanie z nim było, jak się okazuje, dopiero przed nami!Ale o tym w kolejnym poście.

Podsumowując-piękny festiwal bez jednoznacznych gwiazd, ale za to z wieloma muzycznymi zachwytami, z ujmującymi zjawiskami pogodowymi(gigantyczna chmura w kształcie wielkiego rogala przemieściła się trzeciego dnia nad całym terenem festiwalu) i z tendencją do rozbudowania openera o wymiar artystyczny. Cel osiągnięty i kierunek na przyszły rok wyraźnie zarysowany, co nas cieszy. Zatem-odliczamy do przyszłego lipca! W międzyczasie zapewne zaopatrzymy się w płyty: Bat For Lashes, Bon Iver, Yeasayer, Jamie Woon.