poniedziałek, 23 lipca 2012

SPŁYW KRUTYNIĄ I PIĘKNE MAZURY


Mazury to ten kawałek Polski którego jeszcze nigdy na dłużej nie odwiedzaliśmy, a marzyło nam się to już od dłuższego czasu. Marzenia jeśli możliwe do zrealizowania warto to czynić, tak też i my zrobiliśmy :)
Jeszcze na żagle się nie odważyliśmy, bo tylko Marcin z naszej brygady dzielnie poradziłby sobie na jeziorach mazurskich, ale rzeczka i to Krutynia która podobno najpiękniejszą rzeką w Polsce jest dlaczego nie ?


Pomysł spływu kajakowego chodził za nami od zeszłego roku, ale w tym roku okazało się że nie tylko za nami i wspólnie ze znajomymi poznawać dzikie polskie zakątki se wybraliśmy


A to cała nasza powiększona Brygada: Magda, Agusia, Marcin,
Marcin, Matylda, Gosia, Justyna, Ola i nasze historyczne kanu ...

Mieliśmy płynąć kajakami, ale jak to finalnie się okazało kiedy dwóch Marcinów nasze środki transportu wybierało, że kajakiem tylko Justyna z Agusią popłynęły, a my na kanu, które zdecydowanie do historii przejdzie :) Naszą wyprawę podzieliliśmy na dwa odcinki. Pierwszy dzień płynęliśmy z jeziorka Krutyńskiego do Ukty, gdzie było nasze pole namiotowe, a drugiego dnia z Ukty do Iznoty, gdzie już dwa odcinki po dziewiczych jeziorach płynęliśmy walcząc ze zmiennymi warunkami pogodowymi.


Podczas spływu można naprawdę blisko przyrodę obserwować :) Przepiękne kaczki i owady niebieskie które ważki przypominały cały czas nam towarzyszyły. Niestety nazwy naukowej nie znaleźliśmy, ale wiedzę jeszcze zgłębimy.


Tata z Matyldą prezentują nasze Kanu, tuż, tuż ... przed wywrotką ...
Doświadczyliśmy na własnej skórze, ze Kanu może i większe od kajaka jest, ale zdecydowanie mniej stabilne. Matylda wiedzę przez doświadczenie utrwaliła, bo wszyscy wywrotkę zaliczyliśmy i już nie jest to tylko wiedza książkowa. Przeżyć było ogrom, bo wszyscy się skąpaliśmy, wszystko się skąpało co na kanu było, a Matylda kanu własnymi rączkami wypchała ...
Całe szczęście, ze nie byliśmy sami i szybko rzeczy na zmianę pożyczyliśmy, sprzęty czym prędzej zaczęliśmy osuszać i z kanu wodę wylewać ...


Niestety po wywrotce nie wszystkie sprzęty elektryczne do aktywności wróciły, ale wiemy ze 100 % pewnością, że babcine sposoby na odciąganie wilgoci działają ( dobrze, że babcia Krysia nad podpowiedziała ) i dzięki temu kamerę uratowaliśmy dzięki nocy spędzonej w ryżowym opakowaniu.
Kolejnego dnia już nie kanu, tylko trzyosobowy kajak wybraliśmy, ale z tego dnia już pamiątek zdjęciowych nie mamy, bo już żadnego sprzętu ze sobą nie zabraliśmy nauczeni doświadczeniem :)


Po wodnych atrakcjach, przyszedł czas na zwierzęta i ostatniego dnia przed wyjazdem stadninę koni w Gałkowie odwiedziliśmy, gdzie zawody się odbywały. Piękny widok, konie skaczące przez przeszkody :)


Ale były też konie które z nami chętnie też do zdjęć pozowały


I kolejny punkt wycieczki, Park Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. Byliśmy tam już trzy lata temu z Matyldą, ale tym razem z Matyldy ukochaną przyjaciółką z przedszkola Gosią to miejsce odwiedziliśmy. Posiłek przed trasą i ruszamy aby poznać nowe gatunki zwierząt ...


Bociany nas urzekły pozując do zdjęć :) Dowiedzieliśmy się też, że młode bociany mają czarne dzioby, a kolor czerwony na nich pojawia się z wiekiem i łatwo to zaobserwować kiedy dzioby robią się coraz bardziej i bardziej czerwone ...


Zdecydowanie największym hitem dla Matyldy był fakt, że mogła swojego ukochanego wilka na żywo zobaczyć. Kiedy byliśmy tutaj trzy lata temu był malutki, teraz to już prawdziwy duży wilk wypoczywał na swoim wybiegu


Atrakcja dla wszystkich małych i dużych było karmienie zwierząt na specjalnym wybiegu :)


A na koniec zdjęcie pamiątkowe, żegnamy się z Kadzidłowem z nadzieją, że jeszcze kiedyś tu wrócimy !!!


Ostatnia wizyta na plaży w Wojnowie i kąpiel ...


i jedziemy do domu z tęczą w tle



w stronę zachodu słońca. To był fantastyczny wyjazd, pełen nowych doświadczeń, a Matylda tuż po powrocie do domu powiedziała, ze bardzo chciałaby jeszcze raz na kajaki popłynąć, a na kanu też ... ale jak będzie dużo starsza, bo kanu jest bardzo mało stabilne :)

2 komentarze:

MD pisze...

Ale fajna ( i emocjonująca !) wyprawa. Jeszcze jak byliśmy ( ja) bardziej mobilni to Mazury zjeździliśmy rowerami...( + kajaki). To były czasy..;)A teraz przyszło nam w środku lata zaliczyc pierwszą rodzinną infekcje heh. Teraz takie smarczące atrakcje ;).
Pozdrówka.

Brygada M3 pisze...

To byłą fantastyczna przygoda i mam nadzieję, że częściej takie będziemy powtarzać :) Może i Wy kiedyś z nami popłyniecie z dziewczynkami :) Dużo zdrówka życzymy i mamy nadzieję do zobaczenia :)