środa, 27 października 2010
SOCIAL NETWORK
Zarejestrowałem się na facebooku. Przyszedł e-mail, abym potwierdził, w nim link, gdzie miałem stworzyć swój profil. Po podaniu kilku informacji wyobraźnia moja zobrazowała mi wirtualny kanał, ściek informacji, do którego właśnie się podłączam. Zamknąłem, wyszedłem. Nie ma mnie na facebooku. Czy to dobrze? nie wiem. Z perspektywy dzisiejszego seansu kinowego stwierdzam, że tak. Facebook to informacyjne bagno wymyślone przez zakompleksionego i sfrustrowanego brakiem towarzyskich kontaktów studenta z Harvardu. Jednego można być pewnym - historia założyciela facebooka okazała się na tyle frapująca, że jej zekranizowaniem zajął się David Fincher, który, w szczególności za "Fight Club" należy do naszych ulubionych reżyserów. Dlatego, konkludując, mogę nawet stwierdzić, że lubię facebooka, bo dzięki niemu mogliśmy zobaczyc kawał dobrego kina;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz